Twitter? To była miłość od pierwszego wejrzenia

Welcome

Moja przygoda z Twitterem była klasyczną miłością od pierwszego wejrzenia. Wcześniej namawiano mnie na Naszą Klasę – opierałam się skutecznie, choć moja siostra niemal każdego dnia informowała mnie o znajomych sprzed lat, którzy nawiązywali z nią kontakt, przesyłali zdjęcia ze współmałżonkami, dziećmi, wnukami… Dałam się namówić na założenie profilu na Facebooku, ale nigdy nie byłam tam aktywna. Reagowałam na powiadomienia, które przychodziły mejlem i tyle.

Z Twitterem było inaczej. Pokazał mi go mój syn i pomógł założyć konto. Od razu poczułam, że to narzędzie dla mnie. Tu nie obserwuję kolegów, znajomych, jak na Facebooku. Wyszukuję tych, którzy mają coś ciekawego i ważnego do powiedzenia, śledzę informacje, które przy dobrze skonfigurowanym koncie na moim timeline pojawiają się szybciej niż na żółtym pasku w TVN24. Tu otrzymuję także opinie osób, które dla są dla mnie ważne. Przegląd opinii od lewa do prawa. Przekonałam się, że Eryk Mistewicz ma rację, twierdząc, że tu można spotkać elitę tego pokolenia. Jego pokolenia, bo moje nie jest licznie reprezentowane . Zachwyciłam się, że propaguje na Twitterze takt i kulturę, wytyka faule, piętnuje chamstwo. Zaczęłam unikać agresywnych treści, napastliwych ludzi. Jak w realu. To przewaga Twittera, tu można dobierać sobie towarzystwo.

W Biurze Informacji i Promocji, którym kierowałam na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, byłam jedyna z kontem na Twitterze. Osoba odpowiedzialna za stronę internetową uczelni preferowała Facebook. Wszyscy, nie tylko ona, mieli mi za złe moją fascynację Twitterem, dezawuowali jego znaczenie, dlatego była to moja trochę skrywana pasja. Poznając tajniki Twittera, nie tylko odkrywałam nowe możliwości, ale nawiązywałam bezpośredni kontakt z ludźmi znanymi publicznie. Tak poznałam na przykład Joannę Kluzik-Rostkowską, gdy nie była jeszcze ministrem edukacji. I to nie ja zaczepiłam panią poseł, ale ona zareagowała na jeden z moich wpisów. Wymieniłyśmy tweety o matematyce. Było to sympatyczne. Później gratulowałam jej objęcia stanowiska ministerialnego… Wiele było tych kontaktów także z wykorzystaniem direct message.

Naturalną konsekwencją mojej obecności na Twitterze było założenie profilu mojej uczelni, który prowadziłam równolegle z własnym, generując interakcje. Gdy pojawił się pierwszy numer kwartalnika „Nowe Media” w redakcji Eryka Mistewicza od razu go kupiłam i smakowałam każdy tekst. Poważne tematy, ciekawe artykuły, każdy anonsowany przez redaktora naczelnego. Do tego piękna, czarno-biała szata edytorska, taka antyteza kolorowych magazynów, pełnych błyskotek i błahostek bez treści. Papier w kolorze ecru, zamiast zdjęć grafiki Fabiena Clairefonda.  Szlachetne piękno, piękno w prostocie. Cos dla mnie. „10 mitów Twittera” – artykuł Eryka Mistwicza dał mi wreszcie argumenty do ręki – już mogłam powoływać się na autorytet, przekonując, że moja fascynacja Twitterem to nie fanaberia, ale kwintesencja nowych mediów. Ale przede wszystkim zaczęłam obserwować profil @ErykMistewicz. Doczekałam się wzajemności – dołączył do grona moich followersów, a gdy pewnego razu obdarzył mnie piątkowym #FF, przekonałam się, co znaczy jego rekomendacja – w ciągu godziny przybyło mi kilkudziesięciu obserwujących. Eryka Mistewicza też poznałam najpierw na Twitterze. Gdy pierwszy raz spotkaliśmy się face to face, miałam wrażenie, że znamy się od lat. Ale to już na inną opowieść. Tak jak jego książka o Twitterze. Ale zapewniam, będzie także i o tym.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *